Lipa w artystycznej formie

Arty­sta rzeź­biarz z Wólki Cycow­skiej całe dnie poświęca swo­jej pasji, jaką jest rzeź­bie­nie w drze­wie lipo­wym. Używa do tego zale­d­wie dwóch narzę­dzi: dłuta i noża. Jego prace są ory­gi­nalne i trudne do pod­ro­bie­nia, a ich zna­kiem roz­po­znaw­czym jest poli­chro­mia, którą są pokryte.

Wie pani, coś takiego sie­dzi po pro­stu w czło­wieku. Po powro­cie z pracy zawsze coś dłu­ba­łem albo malo­wa­łem obrazy — tak na pyta­nie „Jak to się zaczęło?” nie­śmiało odpo­wiada Bole­sław Para­sion. Trzeba przy­znać, że to nie­winne dłu­ba­nie dało impo­nu­jące efekty: ponad dwa tysiące rzeźb, które arty­sta ma dziś na swoim kon­cie. Nie dajemy jed­nak za wygraną i szu­kamy dalej, bo jakieś źró­dło talentu zawsze być musi.
— Podobno mój dzia­dek, któ­rego – nie­stety – nie zna­łem, miał talent arty­styczny — przy­znaje w końcu pan Bole­sław, zaspo­ka­ja­jąc naszą dzien­ni­kar­ską cie­ka­wość. Odzie­dzi­czony talent uła­twiał mu życie już w cza­sach szkol­nych. W zamian za dzia­ła­nia arty­styczne na rzecz róż­nych insty­tu­cji dawano mu fory. W Tech­ni­kum Mecha­nicz­nym im. Wojsk Ochrony Pogra­ni­cza w Szy­dłowcu np. malo­wał kwiaty, któ­rymi potem dyrek­tor obda­ro­wy­wał swo­ich woj­sko­wych gości. Był też być może jed­nym z pierw­szych twór­ców murali w Pol­sce:
— W szkole pod­czas warsz­ta­tów malo­wa­łem na ścia­nach, kole­dzy przy­go­to­wy­wali mi do tego spe­cjalne rusz­to­wa­nie. Mury zdo­bi­łem prze­róż­nymi sce­nami ze spek­ta­kli teatral­nych. Obok szkoły była remiza, a na jej ścia­nach, oprócz scen z teatru, nama­lo­wa­łem także obrazki z Cyga­nami. Kie­dyś na występy przy­je­chał tam zespół Roma i jego człon­ko­wie spy­tali, kto te obrazki nama­lo­wał. Kiedy powie­dzia­łem, że ja, to kazali mi się pako­wać i jechać z nimi, gwa­ran­to­wali mi dobre życie — mówi z uśmie­chem pan Bole­sław.
Ku ucie­sze kolek­cjo­ne­rów i wiel­bi­cieli drew­nia­nych figu­rek Bole­sław Para­sion nie uległ poku­sie cygań­skiego życia i z cza­sem poświę­cił się rzeź­bie­niu, które dodat­kowo stało się spo­so­bem na zara­bia­nie pie­nię­dzy. Kiedy czasy były lep­sze, jego rzeźby kupo­wali cudzo­ziemcy. Wiele z nich tra­fiło do Nie­miec i Sta­nów Zjed­no­czo­nych. W tych ostat­nich znaj­duje się m.in. szopka zaku­piona przez pew­nego mor­mona oraz droga krzy­żowa, która zdobi ściany kościoła. Jed­no­me­trowa rzeźba św. Fran­ciszka cie­szy zaś oko odwie­dza­ją­cych Asyż. Dziś z powodu kry­zysu zagra­niczni kon­tra­henci zaci­snęli pasa, choć cza­sem trafi się jesz­cze jakiś praw­dziwy kolek­cjo­ner. Rzeźby pana Bole­sława kupują głów­nie muzea z War­szawy i Wro­cła­wia, a także osoby pry­watne. Arty­sta jed­nak się nie pod­daje:
— Rzeź­bił­bym nawet wtedy, gdy­bym niczego nie sprze­da­wał, te wszyst­kie rze­czy robił­bym dla sie­bie — przy­znaje. A rze­czy to piękne. Zda­rzyło się, że z drzewa powsta­wały i dia­bły, i gór­nicy. Naj­więk­szą sła­bo­ścią arty­sty z Woli Cycow­skiej są jed­nak uskrzy­dlone posta­cie.
— Anioły to moje życie. Kie­dyś malo­wa­łem je far­bami olej­nymi na drew­nie i płót­nie, parę naj­gor­szych chyba nawet zostało (śmiech), potem zaczą­łem rzeź­bić. Lubię deko­ro­wać, upięk­szać, a anioł to pole do wyży­cia się pod tym wzglę­dem — mówi z pasją rzeź­biarz. Jego aniel­skie figurki są nie­zwy­kłe: każda ma inną twarz, zawsze jed­nak wymy­śloną przez autora, a nie sko­pio­waną ze wzoru czy z obrazka, skrzy­dła też mają inne, nie­które podobne do motyli.
— Anioły są piękne, jak są duże. Lubię sto­no­wane kolory, ale na zamó­wie­nie robi­łem też anioły krwi­sto­czer­wone — dodaje arty­sta.
Wszyst­kie figury i pła­sko­rzeźby powstają w przy­do­mo­wym warsz­ta­cie, w któ­rym panuje twór­czy nie­ład, jak na praw­dzi­wego arty­stę przy­stało. Obec­nie pan Bole­sław pra­cuje nad szopką do miej­sco­wego kościoła, w któ­rym jest już droga krzy­żowa jego autor­stwa. W ciemno można przy­jąć, że będzie to kolejne dzieło sztuki.

 

Comments are closed.

Newsletter

advert

Zdjęcie czytelnika

enean commodo est ullamcorper ut, eros

Kolekcja Krainy Bugu

Curabitur quam ut justo nec.