iałem dziewięć albo dziesięć lat, w każdym razie przystępowałem już do komunii. Co roku razem z młodszym bratem spędzaliśmy letnie wakacje u dziadków na wsi pod Mielnikiem. Tym razem przyjechaliśmy na ferie zimowe. Śniegu napadało po pachy. Jak okiem sięgnąć, słał się na polach gładko i miękko oraz skrzył się w słońcu. Trzymał ostry mróz. Bug zamarzł. Nie wolno nam było zbliżać się do rzeki, bo kiedyś zimą utopił się w niej nasz wujek, który był w naszym wieku, więc chodziliśmy na górkę na sanki albo na stawek przy remizie na łyżwy. Poza tym się nudziliśmy. Dlatego kiedy – snując …